czwartek, 2 sierpnia 2012

CUD W SOKÓŁCE




Kolejne wizyty na Podlasiu, tez w czasie wakacji, z Dominiką i dziećmi. Mnóstwo wspomnień. Tutaj poniżej kawałek tekstu, który był opisem mojego dyplomu.
Dyplomowemu cyklowi obrazów nadałem tytuł „Cud w Sokółce”. Słowo cud odwołuje się do osobistego, istotnego przeżycia. Cud jednak łatwo zmienić w wydarzenie medialne lub polityczne – przestaje być wtedy cudem. Tak samo jest, myślę, z malarstwem. Cud, podobnie jak sztukę łatwo podejrzewać o oszustwo lub tani chwyt. Oglądanie obrazów wymaga więc pewnego zaufania. Sokółka jest miejscem, w pobliżu którego często pracuję w lesie. Jest miastem czterech wielkich tradycji pozostającym zazwyczaj poza wydarzeniami medialnymi i politycznymi, poza światem stworzonym w całości z myślą o konsumencie. Ponieważ cuda dzieją się zazwyczaj w jakimś sensie gdzieś na peryferiach, wydaje mi się, że istotne przeżycia niekoniecznie mierzone są postępem cywilizacyjnym. Malarstwo, z wszystkimi swoimi ograniczeniami leży gdzieś na peryferiach cywilizacji. Chciałbym skupić się na samej instynktownej potrzebie malowania, a nie na tym, by sprostać jakimś standardom. O ile pojęcie geniuszu wydaje mi się zwodnicze, z radością wspominam postać Krzysztofa Gieniusza, naiwnego malarza z Sokółki, dla którego malarstwo jest życiową potrzebą. Wydaje mi się, że malarstwo właśnie wymaga pewnego rodzaju naiwności: wiary, że w materii może tkwić jakiś duch, i że potrzeba szczerego malowania nie jest czymś czego należałoby się wstydzić. 




(uwaga ten obraz trzeba sobie powiększyć tak by był większy niż ekran)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz