środa, 13 kwietnia 2011
OBRAZY KWIATY I OBIADY
To chyba prawda że obrazy mają ma coś w sobie z kwiatów, czy obiadów. Oczywiście z tą różnicą że więcej przywiązujesz wagi, bo jednak bardziej osobiste, czy bardziej unikalne, w tym sensie, że nie ma co tego dokładnie powtarzać. Nie dlatego, że obrazy mogą być dowolne, bo jeśli robione szczerze, często chodzi w nich o kilka podstawowych dla malującego rzeczy. Może bardziej unikalne dlatego, że dłużej się to zdobywa - malowanie jest pracochłonne. Nie, żebym tego nie lubił, ale ważne w tym by coś odkrywać, a gdy maluję od przypadku do przypadku - robię wciąż to samo. Zastosowanie obrazu jest jednak mniej oczywiste niż jedzenia - możesz tylko mieć nadzieję, że dla kogoś będzie miało podobne działanie. Dać komuś obraz nie jest łatwo - zbyt szybko myślisz o tym, czy dla niego coś znaczy, i czy go ostatecznie chce. Trudno też oswoić sprzedawanie, bo rzecz jest osobista. Nie ma jednak innego wyjścia - bardzo cieszę się z tych wydarzeń. Jest przecież coś wspólnego właśnie z jedzeniem czy kwiatem, że może być potrzebnym objawem życia. Że funkcją nie jest przecież coś, co można nazwać "tylko dekoracją" jak jedzenie nie jest tylko smakiem. W jedzeniu smak jest ważny, ale ma bardziej podstawową funkcję, której smak jest tylko objawem. Nikt do cholery nie dyskutował o tym, czy w jedzeniu smak ma znaczenie, i czy obiady się czasem nie skończyły w latach sześćdziesiątych, albo że nie je się już dziś ziemniaków. Podstawowe rzeczy są proste, i mogą być proste. Wręcz przeciwnie, kupić ser od pewnej babci ze wsi jest dla mnie przecież wydarzeniem. Problemem by było, gdyby ser mieszkał w muzeum: wtedy jedząc ser czułbym się jak nie u siebie. Konglomerat wagi czegoś osobistego i pracochłonnego, skojarzenia z muzeum, z dokonaniem, z czymś, czym można się chwalić,i dziecinności tego, co dla człowieka podstawowe tworzy sytuację z konieczności rozczarowującą. Oczekiwanie po "sztuce" czegoś tak skomplikowanego, że aż niepotrzebnego a odkrycie czegoś niepojętego bo prostego, pomieszanie wyuczonej czci z pogardą. Podejrzenie oszustwa. Na pewno nie kojarzy się z dobrym serem, na pewno nie chcemy tego w domu. W jakimś wyizolowanym świecie sztuki nie chce się żyć, bo tam żyć nie można - nie ma tam w ogóle powietrza: jest tak samo absurdalny jak świat rajstop. Świat rajstop pozostaje jednak na szczęście w małym stopniu zrealizowanym postulatem. Może trochę w związku z wiosną mam nadzieję, że uda się nie ugrzęznąć w tej dziwnej izolacji. Zjedliśmy ser troszkę myśląc o babci i krowie. Przyniosłem kwiaty. Malunki też są objawem życia człowieka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz