Malowanie postaci człowieka ma związek z wyobrażeniem o jego konstrukcji. Raczej nie dlatego że malarstwo jest jak tablica na której przedstawia się jakieś dyskursywne idee, chociaż te idee mają wpływ na emocje, które się wyraża. Bardziej dlatego, że nawet schemat na tablicy posiada swój wpisany ładunek emocji. Przedstawienie schematu jest pewnego rodzaju rytuałem i od tego prawdopodobnie nie da się uciec, nawet jeśli jest to sztywny i nudny rytuał jakim często bywa szkolna lekcja. Lekcje oddzielają szkołę i życie, sprawy ścisłe i humanistyczne, naturę i kulturę, i tak dalej. Dlatego rytualny pierwiastek tego co robimy umyka. Umyka często też sens. Może lepiej byłoby jednak nie udawać że podział na ścisłe i humanistyczne, choć tak popularny, jest realistyczny. W rzeczywistości tych dwóch pierwiastków w myśleniu po prostu nie da się oddzielić. Postać człowieka pojawia się przecież tylko dzięki skrzyżowaniu rozumu i emocji, zawsze ze sobą pomieszanych. Podobnie, na innej płaszczyźnie wymaga nałożenia chętnie rozdzielanych sfer kultury i natury. Podział na ścisłe i humanistyczne czy na kulturę i naturę, przechodząc przez sam środek człowieka, zamazuje go do pewnego stopnia. Wyobrażenie sobie relacji pomiędzy tymi elementami wydaje mi się istotne również przy próbie zrozumienia mojego własnego malarstwa. Czuję, że jest ono możliwe właśnie w punkcie tego zetknięcia. Moja praca, jako nauczyciela biologii też wymaga działania na pograniczu wszystkich tych odruchowo rozdzielanych dziedzin. Spotkałem się z dwoma modelami relacji kultury i natury. Jedno podejście reprezentowane jest przez Freuda czy Levi-Straussa, w którym kultura nakłada ograniczenia na naturę. Przybiera ono często skrajne formy, jak w ujęciu Łotmana, gdzie głównymi kulturotwórczymi siłami stają się wstyd i strach. Inne podejście prezentują biolodzy czy psycholodzy ewolucyjni, uważając, że kultura to tak samo naturalna cecha pewnego gatunku – człowieka, jak trąba innego gatunku – słonia. Choć istnieje w tym drugim przypadku ryzyko redukcjonistycznego podejścia do kultury, wydaje mi się w tym momencie cenniejsze i bardziej realistyczne. Może stąd brak porozumienia między tymi dwoma koncepcjami, że do połowy dwudziestego wieku nie mówiło się o zachowaniu w kontekście ewolucji biologicznej; to drugie podejście jest więc stosunkowo nowe. Jeśli jednak przyjrzeć się rozwojowi małych dzieci, obserwujemy jak u nich ważne funkcje związane z kulturą, takie jak chęć kontaktu, mowa, taniec, żart, śmiech, malarstwo i tak dalej, pojawiają się wcześnie i spontanicznie bez jakiegoś represyjnego podejścia wychowawczego, a jeśli chodzi o wychowanie, najważniejszą rolę pełni tu równie spontaniczna tendencja do naśladowania, a nie negatywne emocje. Podobny obraz wynika z obserwacji osób pod wpływem alkoholu, którego działanie polega w pierwszej kolejności na hamowaniu ośrodków hamujących w mózgu. Alkohol, hamując „represyjne” ośrodki raczej wzmaga chęć kontaktu, rozmowy, śpiewu, tańca, żartów śmiechu, i tak dalej. Wzmaga zatem repertuar zachowań może najsilniej różniący człowieka od innych spokrewnionych gatunków. Niektórzy dorośli ludzie właściwie wcale nie wykazują tych podstawowych aktywności na trzeźwo! Freudowski model wydaje mi się zatem nie wystarczająco prawdziwy, (to znaczy skupiający się wyłącznie na niektórych wybranych aspektach) Być może po części wynika to ze specyfiki dziewiętnastowiecznej kultury zachodnioeuropejskiej. Po części jest chyba dalekim odwzorowaniem mitologicznej wizji walki człowieka z przyrodą. Jeśli więc upierać się przy tym, że ujawniające się u małych dzieci i pijanych dorosłych tendencje mają podłoże instynktowne, trzeba pokazać możliwe powody, dla których sprzyjał im dobór naturalny, od czasu gdy nasi przodkowie byli bardzo podobni do dzisiejszych szympansów, które takich tendencji nie wykazują, lub robią to w niewielkim stopniu. Kultura materialna, czy przekazywanie obyczajów dotyczących korzystania z narzędzi jest obecna u szympansów i pozwala im korzystać z różnorodnych, ale za to niezbyt obfitych i przede wszystkim słabo przewidywalnych źródeł pokarmu. Naśladowanie innych, tak jak i samodzielne myślenie w kategoriach mechanizmu - przyczyny i skutku (właściwe dziedzinom ścisłym) może więc mieć związek między innymi z rozwojem zachowań narzędziowych. Elementy naśladowania służą również doskonaleniu sposobów zdobywania władzy w szympansich społecznościach o strukturze zdominowanej przez hierarchię samców. Dominujący samiec ma pierwszeństwo w dostępie do pokarmu i kopulacji. Młode samce naśladują zatem fortele starszych, ale i je samodzielnie udoskonalają by z czasem zdobyć władzę. Rytualne zachowania szympansów, przypominające gesty w relacji wasal – pan służą umocnieniu tej struktury. Nie są tam obecne jednak te elementy instynktów kulturotwórczych, o jakich pisałem powyżej: te musiały pojawić się później i związane były prawdopodobnie ze zmianą struktury grupy. Najważniejsze zmiany w sposobie życia naszych przodków jakie zaszły od tego czasu, to przejście do życia na otwartych przestrzeniach i przejście do drapieżnictwa. Życie na terenach otwartych wymuszone zostało najprawdopodobniej częściowo przez zmiany klimatu i wygląda na to, że wiązało się z większym narażeniem na atak drapieżników, szczególnie na osobniki najmłodsze i najstarsze. Wymusiło to prawdopodobnie pewne zwiększenie grupy i zacieśniło współpracę w grupie. Druga ważna zmiana: być może w wyniku konkurencji z innymi roślinożernymi małpami sawannowymi (australopitekami) szybko i znacznie wzrósł u naszych przodków procent mięsa w diecie, przy dalej utrzymującym się braku morfologicznych przystosowań do drapieżnictwa. Współpraca przy polowaniu, porozumiewanie się i użycie narzędzi prawdopodobnie związane było ze sposobem, w jaki nasi przodkowie osiągnęli niszę drapieżników. Cechy kluczowe dla przetrwania przynajmniej przez ostatnie dwa miliony lat to cechy związane z analizą i przekazywaniem informacji w specyficznej strukturze społecznej. W ślad za powyższymi zmianami nastąpiła radykalna zmiana systemu rozrodczego. Stało się to dzięki zmianie w fizjologii płci żeńskiej: owulacja u człowieka w przeciwieństwie do szympansów jest ukryta i synchronizowana u przebywających razem kobiet. Silnie redukuje to ewolucyjne zyski z poligamii. Likwiduje zarazem hierarchię, gdyż nie ma już o co walczyć – straty z konkurowania są nieporównanie większe od zysków, gdyż w danym momencie można doprowadzić praktycznie tylko do jednego zapłodnienia. Życie na otwartych terenach, jak i drapieżnictwo, wymagały współpracy całej grupy i współpracy obu rodziców przy wychowaniu potomstwa. Tak się dzieje na przykład u większości drapieżników, czy innych gatunków, u których pomyślne wychowanie potomstwa nie jest takie proste. U człowieka rosnąca plastyczność zachowania, jakiej wymaga pozagenetyczne dziedziczenie, czyli kultura, spowodowała wydłużenie się rozwoju. Tym bardziej więc długo rozwijające się dzieci w warunkach zwiększonej presji drapieżników, i trudnego do zdobycia pokarmu wymagały harmonijnej współpracy dorosłych. Współcześnie żyją jeszcze gdzieś ostatnie grupy zbieracko – łowieckie: małe, o organizacji przedplemiennej, prawdopodobnie najbliższej temu, jak nasi przodkowie żyli przez miliony lat. Ich członkowie dzielą się pokarmem ze wszystkimi członkami społeczności na tych samych prawach – grupy te nie są hierarchiczne, są małe i funkcjonuje tam wręcz komunistyczny podział dóbr. Dzięki temu, jeśli ktoś nic nie upoluje, dostanie pożywienie od innego. Jeśli nikt nic nie upoluje – ktoś najprawdopodobniej znajdzie jadalne rośliny. Perfekcyjna współpraca w tych, można powiedzieć, komunistyczno – anarchistycznych grupach jest konieczna do skutecznego żywienia się każdego członka społeczności. Odziedziczona po poligamicznych przodkach różnica między płciami w budowie została użyta do współpracy przy wspólnym wychowaniu potomstwa w monogamicznych parach. Kobiety przeciętnie zdobywają pokarm bardziej roślinny, mężczyźni zwierzęcy. W historii naszego gatunku pojawiły się trudności z porodem, wynikające ze zmiany pozycji ciała na pionową, i zwiększenia główki dziecka. Zwiększyło się ryzyko każdego porodu. Menopauza, hormonalne przesterowanie oznaczające przejście do roli babci i redukcję ryzyka kolejnych porodów zaczęła być promowana przez dobór naturalny, dzięki opiece nad dorosłymi dziećmi i wnukami. Starzy ludzie, tak kobiety, jak mężczyźni we wspólnotach zbieracko – łowieckich, nadal dostarczają znacznych ilości pokarmu, stanowiąc jednocześnie bezcenny bank informacji o biologii gatunków, geografii terenu i ich praktycznym zastosowaniu. Bank ten zawiera tradycyjne informacje, ale jest do pewnego stopnia aktualizowany i weryfikowany w każdym pokoleniu. Łączy i miesza w sobie informacje o tym, jak przetrwać, o tym jak żyć, i co jest istotne w życiu. Dzięki rozwojowi języka i przechowywaniu tradycji stali się elementem kluczowym dla przetrwania grupy. Widać więc, że władza w małej grupie zbieracko-łowieckiej rozpraszała się między osoby stare – doświadczone, i młode – silniejsze, między mężczyzn – polujących i wojujących często z dala od obozowiska, a kobietami dostarczającymi połowy (bardziej stabilnego) pokarmu i silniej związanymi z obozowiskiem. Obozowisko nie powinno być bynajmniej kojarzone z osamotnieniem kobiety gotującej w domu: to było forum życia społeczności! Wystarczy popatrzeć, do jakiego stopnia dzieci są głównym ośrodkiem zainteresowania na wszelkich spotkaniach rodzinnych, żeby wyobrazić sobie, że prawdopodobnie i one nie były całkiem zdominowane (to dopiero rolnicza, bardziej przewidywalna rzeczywistość zrobiła z dzieci dodatkowych pracowników do prostych zadań). Decyzje, były podejmowane w takich grupach podobnie jak u innych gatunków o grupach niehierarchicznych. Podobnie mogą u ludzi wciąż funkcjonować niewielkie grupy znajomych. Działo się to na zasadzie wyczucia zdania innych i dostosowania swojej opinii do przewidywanej opinii ogółu, tym razem przy wzięciu pod uwagę autorytetu starszych. Cały ten (nie ukrywam, że szokująco) rajski obraz potwierdzają i uzupełniają dowody opieki nad niedołężnymi członkami społeczności u neandertalczyków i nawet Homo erectus. Wgląda więc na to, że to, co umożliwiało przetrwanie naszym przodkom, to absolutna współpraca i integracja w grupie. W formie zniekształconej widać ją u dzieci w szkole podstawowej: wola dostosowania się do grupy ma nad jednostką w jakimś zakresie wielką władzę. Władza grupy działała prawdopodobnie na zasadzie przypominającej milicyjne zachowania mrówek. Współpracę przy wychowaniu potomstwa królowej (której rola nie polega na rządzeniu, a na znoszeniu jaj) chroni zjadanie przez mrówki jaj znoszonych przez inne robotnice. Na podobnej zasadzie równościową strukturę wspólnoty prawdopodobnie musiała chronić wymiana informacji w obozowisku i społeczny ostracyzm dla tych, którzy jej zagrażali: to jest ciemna strona tej historii. Takie negatywne mechanizmy nie były jednak wystarczająco skuteczne w tworzeniu współpracujących grup. Podobnie jak u mrówek każdy osobnik poszukuje przecież grupy i chce się z nią utożsamić. Rolą kultury było zatem prawdopodobnie dostarczenie bodźców pozytywnych, porządkowanie emocji i spajanie grupy.
Jeśli się jednak przyjrzymy dzieciom w podstawówce, jak i dorosłym później - widzimy jak łatwo przychodzi nam tworzenie hierarchii. Wystarczy grupa o zwiększonej konkurencji i samorzutnie pojawia się przywódca. Wraz z przywódcą pojawia się odpowiadająca mu tendencja do podporządkowania się. Zdarza się tak niezwykle często, na przykład dlatego że grupa jest duża, jej członkowie się nie znają wystarczająco dobrze, by mogli wyczuć nawzajem swoje zdanie, lub nie różnią się od siebie płcią wiekiem czy umiejętnościami w takim stopniu by naturalniejszy stał się podział kompetencji. Te warunki spełnione są w dzisiejszych czasach niemal zawsze, natomiast w czasach przed neolitem prawdopodobnie niezwykle rzadko. W coraz większych grupach, po rewolucji neolitycznej, a później i przemysłowej hierarchia stała się dominującą formą organizacji, i trudno uwierzyć, że inna organizacja nie jest sekciarską mrzonką. W historii naszego gatunku była jednak prawdopodobnie rzadko spotykanym ekstremum pojawiającym się w bardzo stabilnych warunkach środowiskowych. Historia sztuki naszpikowana jest przykładami monumentalnych wizerunków władców. Sztuka zatem może znakomicie służyć hierarchii, ale jest to prawdopodobnie wtórne jej użycie. Hierarchiczna konstrukcja grupy, podobna do szympansiej, mogłaby nigdy nie doprowadzić do powstania kultury. Na etapie małych hierarchicznych społeczności jej integrujące rytuały nie byłyby w ogóle potrzebne, jak nie są potrzebne dzisiejszym szympansom. Wystarczą tam drobne rytuały służące wyrażeniu roli władcy i wasala. Rolą kultury było natomiast uczynienie z istot pierwotnie hierarchicznych perfekcyjnie współpracujących grup dzięki integracji emocji. Jednocześnie kultura przekazywała kluczowe dla przetrwania informacje wraz z instrukcją, jak należy się zachowywać, by wszyscy byli szczęśliwi. Nie oddzielała informacji o świecie od emocji, które porządkowała, i celu życia, jaki wskazywała. Rozdzielenie zatem "faktów" i "emocji", "nauk ścisłych" i "sztuki" to pomysł całkowicie nowy, i choć w pewnych aspektach przydatny, jednak, z neurologicznego punktu widzenia – całkiem utopijny. O tym, że już bardzo dawno temu kultura zawierała zarazem i rozwiązania praktyczno – techniczne i elementy artystyczne i metafizyczne, świadczy, przy jednoczesnym generowaniu narzędzi, malowanie ciała u Homo erectus i rytualne pogrzeby, z kwiatami i grzebaniem zmarłych u neandertalczyków. Ewolucja tych elementów instynktu, które stoją za istnieniem poczucia metafizyki nie jest chyba nikomu znana. Wierzenia trudniej zachowują się w skałach niż szkielety. U człowieka instynkty metafizyczne mogły być oczywiście promowane przez dobór, ze względu na przekaz wartości. Wartości te wynikają jednak w pewnym sensie i do pewnego stopnia z biologicznej konstrukcji człowieka: chociażby zrozumienie idei równości wynika ze struktury wspólnoty pierwotnej. Psy, choć rozumieją hierarchię i przyjaźń, czyli dwa główne sposoby zmniejszania kosztów przebywania w grupie, i dlatego są tak wdzięcznym zwierzęciem domowym, nie mają specjalnego zrozumienia dla idei równości. Nie była ona im nigdy potrzebna: zawsze były zbyt skuteczne w polowaniu. Równość, podobnie jak kultura są wynikiem kilku milionów lat słabości grup ludzi wobec przeważającej siły otaczającego środowiska. Umiejętność wytwarzania kultury i równościowej organizacji małych grup stały się mocą, pozwalającą przetrwać. Stały się też genetycznie odziedziczalnym elementem konstrukcji psychicznej człowieka. Rewolucja neolityczna sprzyja instynktom tworzenia hierarchii, a mniej instynktom równości, co nie znaczy, że nie pozostają aktywne w postaci tęsknoty. Nie zmieniła naszego wyposażenia instynktownego: kilka nawet tysięcy lat to nic w skali ewolucyjnej. Struktura grupy i rodziny trwale odbiła się w konstrukcji psychicznej dzieci, które po prostu jej potrzebują. Kultura, i sztuka pozostają niemniej istotnymi elementami życia, mimo że integracja wielomilionowych grup nie jest już ogóle możliwa. To zatem, co absolutnie kulturowe, tak jak wartości, zainteresowania, czy zabawy dzieci ma również swoje podłoże genetyczne. Kultura rozwija się na bazie genetycznych predyspozycji i dzięki nim zachowuje żywotność. Nie ma więc sensu przeciwstawiać tych elementów, trudno nawet je rozdzielić właśnie dlatego, że kultura leży w naturze człowieka. Ma ona z tego powodu swój organiczny charakter i swoje ograniczenia związane z mechanizmem przekazywania. Jej podtrzymywanie wymaga respektowania zasad jej funkcjonowania. Myślę że szczególnie ważne by przyjrzeć się jej naturze w czasach, gdy kultura została zdominowana przez instytucje, i stała się częścią wielkoskalowego skomplikowanego mechanizmu. Myślę że teraz koniecznie warto zauważyć, że rytuał jako wrodzona predyspozycja jest cechą funkcjonowania każdego człowieka. Że kultura nie jest produktem instytucji, tylko cechą funkcjonowania każdej realnej, połączonej rzeczywistymi relacjami zbiorowości. Rytuał jest tym elementem rzeczywistości, który, przyzwyczajeni do rozdziału na rozum (cechę dorosłych) i emocje (cech dzieci) – pomijamy. Ustawiamy siebie tym samym w roli biernych odbiorców kultury - rozrywki, lub kultury - edukacji generowanej przez maszynę rynku czy urzędów. Nie chciałbym negować rytualnej natury zwykłych czynności, które siłą rzeczy wpływają na powstający w mojej głowie obraz świata, określając mój w nim udział. Tym bardziej, jeśli jako nauczyciel biologii rysuję schemat konstrukcji człowieka. Nie chciałbym udawać, że wszystko co robie nie zawiera elementów kultury. Czy uprawiana często przez przedstawicieli nauk negacja rytuału nie jest raczej jakimś rytuałem negacji, czy ukrytym rytuałem przejęcia całej rzeczywistości przez naukowy dyskurs? Zdjęcia przedstawiają eksperyment z zawieszeniem nieprzekraczalnych podziałów natury i kultury, rozumu i emocji, edukacji i totalnej szopki. Wyniki nie są mi do końca znane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz